Zwiazki umieraja... patrze na Twoje notki, nie wiem czy to mnie nie bylo czy Ty zyjesz w innym czasie... sporo tego, jak zawsze dobre i bola. dlaczego jest tak, ze kiedy czytam Cie po tylu latach to nadal boli? czy zaluje ze wszczepilam Cie na poziomie wlasnej skory ? nie bo ciagle jestes duzo glebiej, wszedzie we mnie, caly moj mozg jest Twoim obrazem, jestem chodzacym oltarzem, ofiara wotywna dla Ciebie. Gdybym Cie teraz zobaczyla, tak na prawde kiedykolwiek teraz, poczulabym to co zawsze. Jesli istnieje jedna milosc, milosc jak choroba smiertelna, Ty jestes moja... I nie opuszcze Cie az do smierci..
Zwiazki umieraja, ale to nie przez zime, nie przez brak slonca, choc zawsze go potrzebowalas. Zwiazki sa naszym wlasnym implantem. dopelnieniem kalekiego ja, lustrem ktore odbija nas lepiej, dobrze zorganizowanym czasem, komfortem niepustego domu, wypelnienia mysli druga osoba. brakiem samotnosci, koniecznosci istnienia ze soba na prawde.
Twoje zwiazki sa rozpacza, dla mnie byly wlasnie tym, chyba najmniej bylo w nich czystej radosci, najwiecej chorej obsesji.
Sunday, March 12, 2006
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment