Ale teraz te inne, poźniejsze. Nie te, które się liczą ale te nieudane.
Nie wiem,który raz próbuje zacząć ten kontakt podtrzymać go odtworzyć... Jest kilka wersji przyczyn, które leżą u podstaw. poważnie to się boję, że okaże się, że mi zależy, że zależy mi bardziej, że będzie boleć, że się rozczaruje, że znowu mój precyzyjnie sklejony swiat szlag trafi. a tak sie staram, nowe sensy, jakies pojscie do przodu, proby, slowa, slowa, slowa... Nie wiem. mowilam, ze to takie wazne, a tak sie skonczylo i ze najbardziej tego mi zal. a kiedy moge choc czesc tego dostac back, to jakos sie spinam i gubie. God Help me! jestem zajebistym doradca obcych, taki jest przywilej obserwatorow. ale tak na prawde nie ma nikogo, kogo uznalabym za autorytet w swoje kwestii. W sumie, skoro komunikacja padla, po co cos zaczynac. kontynuowac czy cokolwiek. moja ogromna niechec bierze sie wlasnie z przekonania, ze wszystko zostalo utracone. ze to nie byl przejsciowy defekt, jakis blad systemu wywolany przez nadmiar emocji. po prostu kontakt ustal.pacjent zmarl. no nie wiem, to moze byc rownie dobrze moja wina. nie jestem stala. zatrzymuje sie w pol drogi i zaczynam isc w przeciwnym kierunku. ale to nigdy nie jest po prostu cofanie sie. za nami swiat jest juz inny.
Tuesday, February 07, 2006
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment